Podczas rozmów na temat kupna dachu nad głową coraz więcej osób mówi mi, że chciałoby kupić lub wybudować dom. Znam także wiele osób które to marzenie zrealizowało. Często są to domy oddalone ponad 20 kilometrów od centrum miasta w którym te osoby pracują. Często właściciele tych domów muszą jeździć kilka razy dziennie do miasta. Wynika to z konieczności dowożenia dzieci na różne zajęcia czy też dokonania nieplanowanych zakupów.
Najczęściej posiadanie domu tłumaczą chęcią niezależności, przestrzeni i tak dalej. To wszystko powoduje, że tak naprawdę mieszkają w swoich domach nocami i w weekendy. Zazwyczaj muszą posiadać dwa samochody. Każdy z nich dziennie wykonuje około 50 km. Większe przebiegi oznaczają wyższe koszty eksploatacyjne.
W przypadku posiadania domu jednorodzinnego dochodzą wyższe koszty ogrzewania w porównaniu z mieszkaniem w bloku. Jeżeli dom zlokalizowany jest poza miastem gdzie koszty zakupu działki są niższe, zimą dochodzą także trudności z dojazdem do pracy spowodowane silnymi opadami atmosferycznymi. Latem dochodzi wysiłek związany z utrzymaniem ogrodu.
Do tego wszystkiego często dochodzi wysiłek związany z bieganiem po schodach. Wiele domów jest zaprojektowanych w ten sposób, że salon i kuchnia znajdują się na dole a reszta pokoi na górze. Ja lubię mieć wszystko rozmieszczone na tym samym piętrze. Wchodzę do swojego mieszkania i mam wszystko na jednej kondygnacji.
Można to wszystko zrozumieć (mam na myśli plany zakupu/ budowy domu) jeżeli ktoś ma dzieci. Zakup metra kwadratowego mieszkania w mieście jest dużo wyższy. Dla niektórych osób dom jest jednym rozsądnym rozwiązaniem. Kupując dom są w stanie zapewnić rodzinie dobre warunki przy niższym koszcie całkowitym niż w przypadku kupna mieszkania.
Nie mogę za to zrozumieć sytuacji kiedy rodzeństwo kupuje działkę, aby ją podzielić i wybudować dwa, trzy domy. Chcą mieszkać blisko siebie, ale każdy w innym domu. Każdy musi mieć swój dom. To przypomina scenę z komedii „Kogel-Mogel”. Pewne osoby muszą posiadać pewne dobra materialne. Nie wynika to wcale z użyteczności przypisanej przez nich tym rzeczom. „Efekt Veblena” w czystej postaci, czyli mówiąc prościej – „zastaw się a postaw się”, aby inni widzieli, podziwiali zazdrościli, nie wytykali palcami we wsi, dzielnicy, pracy, kręgu towarzyskim, itd. Jak już rodzina chce mieszkać razem to niech lepiej wybuduje współdom. Razem wybudują go niższym kosztem niż gdyby każdy budował dom osobno. Dzięki temu przy budowie mieszkań i ich utrzymaniu wystąpi efekt synergie. Ktoś powie, że we współdomie nie ma intymności. Tylko najczęściej o tym braku intymności mówią osoby, które mieszkają w bloku. Mają w klatce kilkanaście czy kilkadziesiąt mieszkań. Nie mają żadnego wpływu na to kto mieszka za ścianą. PWE współdomie mieliby tylko kilku sąsiadów, których dobrze znają. W Niemczech znam sporo osób które mieszkają we współdomie. Często właśnie mając własne rodziny dzielą dom z rodziną w której się wychowali. Nie bez powodu Niemcy są bogaci. Przypomina mi się książka którą kiedyś kupiłem nad morzem: Rodzina źródłem dobrobytu. Autorem jest Jean Didier Lecaillon.
U nas Polsce niestety trudno wielu ludziom przejść od tego co moje do tego co wspólne. Może ta ich potrzeba niezależności wynika z uwarunkowań historycznych. W komunistycznych czasach wszystko było wspólne – czyli tak naprawdę postrzegane jako niczyje. W związku z tym wiele osób może się obawiać, że jeżeli zacznie działać na rzecz wspólnego np. wybudowania współdomu to ich osobisty interes zostanie zaniedbany.